ERNEST WILIMOWSKI
(23.06.1916 - 30.08.1997)
Najbardziej kontrowersyjna a zarazem wielka i najbardziej tragiczna postać polskiego piłkarstwa. Postać niebywała w swej istocie, którą zachwycały się tysiące ludzi w Polsce i Niemczech. Dla kilku pokoleń kibiców urodzonych po wojnie nie istnieje. Nie ma go w większości książek i encyklopedii. Był bohaterem i zarazem ofiarą swoich czasów. Urodzony w Katowicach, pochodził z rodziny mieszanej (polsko-niemieckiej), ale sam o sobie mówił, że jest Górnoślązakiem. Reprezentant Polski i Niemiec. Grał na pozycji lewego łącznika. Dysponował bardzo dobrym dryblingiem oraz znakomitą skutecznością strzelecką. Po zapoznaniu się z niniejszą treścią proszę o opinię czy można go zaliczyć do bohaterów czy zdrajców?
Dysponował niebywałym poczuciem humoru, zawsze strzelał bramki z uśmiechem na ustach. A strzelił ich w karierze 1175, w tym 112 bramek w 86 meczach w I lidze dla Ruchu Wielkie Hajduki (Ruch Chorzów), 21 bramek w 22 spotkaniach reprezentacji Polski, 13 goli w 8 występach reprezentacji Niemiec. Niemiecki trener mistrzów świata z 1954 roku Fritz Walter powiedział o nim: To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans. Już jako 17-letni chłopiec grając w Ruchu Wielkie Hajduki strzelił w meczu z Podgórzem Kraków pięć bramek, ale jego rekord z 1939 roku nadal trwa. Otóż w maju 1939 roku Ruch Chorzów zwyciężył w Łodzi miejscowy Union Touring 12 : 1, a 10 bramek strzelił właśnie Wilimowski!!! Był pierwszym w Polsce zawodnikiem, który samotnie decydował o wyniku meczu!! Urodzony na Śląsku i to wystarczy, aby zrozumieć jego pokręcone losy. Ale też sam się do tego przyczynił. W Polsce uważany był za Niemca, a w Niemczech za Polaka. Po wojnie Niemcy nie powołali go do swojej kadry na mistrzostwa świata w Szwajcarii (1954) bo uważali go za Polaka. Jak wielu Ślązaków, tak i on miał biografię powikłaną. Matka jego była Polką, a ojcem Niemiec o nazwisku Predella, nigdy nie widział swojego rodzonego ojca, który zaginął w czasie I wojny światowej. Jako nastolatek przybrał nazwisko ojczyma. Był wychowankiem niemieckiego klubu 1. FC Kattowitz. W wieku 17 lat przeszedł do Ruchu Wielkie Hajduki. Między innymi dzięki niemu Ruch świętował cztery tytuły mistrza Polski (1934, 1935, 1936 i 1938) i w 1939 roku również przewodził I lidze. W 1936 za alkohol został wyrzucony z reprezentacji olimpijskiej (choć jak podaje Andrzej Gowarzewski, prawdziwym powodem wyrzucenia Wilimowskiego z kadry było jego rzekome zawodowstwo). Teorię, że "pijaństwo" było tylko pretekstem, zdaje się potwierdzać fakt, iż inni gracze Ruchu, którzy tego nieszczęsnego dnia (tuż po zwycięstwie w lidze i na dwa dni przed kompromitacją 0:9 z Cracovią) na olimpiadę pojechali - (Teodor Peterek i Gerard Wodarz). Według śląskich komentatorów uderzenie w Wilimowskiego miało być uderzeniem w Ruch Chorzów (wtedy Wielkie Hajduki) który wygrywając rok po roku ligę był solą w oku działaczy z centrali PZPN. Niesamowitą skuteczność prezentował w reprezentacji narodowej. Wilimowski zadebiutował w polskiej reprezentacji 21 maja 1934 w meczu z Danią, mając wówczas 17 lat i 332 dni, był najmłodszym reprezentantem kraju w historii polskiej piłki (do czasu debiutu Lubańskiego w 1963 roku z Norwegią w Szczecinie). Do historii przeszły przynajmniej dwa mecze Wilimowskiego w kadrze. W debiucie Polski w finałach mistrzostw świata w 1938 w Strasburgu zdobył cztery bramki w meczu z Brazylią, a piąta została strzelona z rzutu karnego podyktowanego po faulu na Wilimowskim (Fryderyk Scherfke). Popisy strzeleckie Wilimowskiego wystarczyły jednak tylko do przedłużenia meczu (4:4), po dogrywce Brazylia wygrała 6:5. Rekord ten pobił dopiero 56 lat później Rosjanin Oleg Salenko. Polska odpadła, ale Wilimowski był wymieniany jako jeden z najlepszych piłkarzy mistrzostw. Polska była typowana jako czarny koń przyszłych Mistrzostw Świata w 1942, do których nie doszło. Drugim słynnym meczem Wilimowskiego była ostatnia gra polskiej reprezentacji przed wybuchem wojny. 27 sierpnia 1939 w Warszawie Polska podejmowała silny zespół węgierski (wicemistrzów świata z 1938 roku). Węgrzy objęli po 33 minutach dwubramkowe prowadzenie ale Wilimowski strzelił w odpowiedzi trzy bramki oraz wywalczył rzut karny, dzięki czemu mecz zakończył się zwycięstwem Polaków 4:2. Po wybuchu II wojny światowej Wilimowskiego spotkały początkowo prześladowania, jego matkę Niemcy wywieźli do Oświęcimia, nie zapomniano mu zdradę drużyny niemieckiej na rzecz polskiej drużyny Ruchu Wielkie Hajduki w 1934 roku. Miał jednak szczęście bo szef niemieckiej policji na Śląsku - fanatyk jego talentu obiecał mu uwolnienie matki z obozu pod warunkiem, że będzie grał w niemieckiej drużynie, co było związane z podpisaniem przez Wilimowskiego volkslisty i rozpoczął grę w niemieckiej drużynie 1. FC Kattowitz w latach 1939-40. Tak też się stało i w ten sposób uratował własną matkę przed śmiercią. Wyjechał w głąb III Rzeszy i kontynuował karierę sportową. Grał m.in. w klubach Polizei-Sportverein Chemnitz (1940-1942) czy TSV 1860 Monachium (1942-1944), w barwach którego zdobył Puchar Niemiec. W latach 1941-1942 zaliczył 8 występów w kadrze narodowej Niemiec, zdobył w tych meczach 13 bramek. Po wojnie Wilimowski został wymazany z historii polskiej piłki, zabrano mu obywatelstwo polskie i ogłoszono go zdrajcą Narodu Polskiego. W Polsce został potępiony i skazany na zapomnienie. Po wojnie pozostał w Niemczech, na boisku do 1959 roku, grając w: 1946-1947: Chemnitz-West (1946-47), Hameln 07 (1947), TSV Detmond (1947-48), BC Augsburg (1948-50), FV Offenburg (1950-52), Singen 04 (1952-53), VfR Kaiserslautern (1953-55), FV Kehl (1955-59). Następnie osiadł w Karlsruhe. Został urzędnikiem, odmówił pracy w Niemieckim Związku Piłkarskim. Nigdy już nie wrócił na Śląsk, choć bardzo chciał. Wprawdzie został zaproszony przez Ruch Chorzów w 1995 roku na 75-lecie, ale nie przyjechał ze względu na chorobę żony. Za życia doczekał się o sobie książek autorów niemieckich i myślę, że czas aby Polak w ten sposób utrwalił pamięć o tym wspaniałym piłkarzu. Pochodzący z Raciborza niemiecki Georg Kachel jest autorem wspaniałej biografii pt. "Die Lebensgeschichte des Fussball-Altnationalspielers Ernst Wilimowski", co w tłumaczeniu na język polski brzmi: " Historia życia starego piłkarza drużyny narodowej Ernesta Wilimowskiego". Jego córka Sylwia po śmierci ojca niedawno odwiedzając pierwszy raz po wojnie Śląsk wypowiedziała słowa: Dopiero teraz rozumiem dlaczego mój ojciec jako praktykujący katolik tak bardzo tęsknił za Śląskiem, za Chorzowem, za Katowicami i za Polską. Zaczynam też rozumieć, jak ważną postacią dla Ślązaków i dla Polski był mój ojciec, przez wielu Polaków i Niemców uważany był za najlepszego piłkarza świata, a w każdym bądź razie uważany jest za najlepszego piłkarza, jaki kiedykolwiek zagrał w reprezentacji Polski. Uważam te słowa za miarodajne w ocenie tego człowieka i podzielam jej pogląd. Zmarł w niemieckim Karlsruhe (Badenia-Wirtembergia) i spoczywa na miejscowym cmentarzu.