Statystyka 85-lecia – między starymi a nowymi czasy. Część IV!Koniec okupacji niemieckiej był wynikiem akcji „Burza” i uderzeniem Armii Czerwonej w dniu 26.07.1944 r., kiedy to nastały nowe „porządki” pod kuratelą owej armii i jej politruków. Do tych nowych porządków miejscowe społeczeństwo nie było przyzwyczajone i nie akceptowało je, co nie mogło być przyjazną atmosferą do normalizacji życia społecznego wsi, w tym życia sportowego w pełnym jego zakresie. Wojna przecież jeszcze trwała i o wznowieniu rozgrywek nie mogło być mowy, ale w Żurawicy sport uprawiano nadal. Miejscowa stacja PKP została z miejsca opanowana przez nowe wojsko okupacyjne, a władzę nad stacją objęli oficerowie polityczni Armii Czerwonej. W latach 1945-46 rozegrano kilka meczy z drużynami oddziałów sowieckich stacjonujących w Żurawicy i sowieckich kolejarzy, których sporo znajdowało się na miejscowej stacji. Właśnie te mecze dały początek nawiązania ścisłych kontaktów działaczy sportowych z władzami kolei. Gdy w roku 1945 władzę nad miejscową koleją objęli Polacy z Alfredem Chruszczem1), Henrykiem Dzikowskim seniorem2), Mieczysławem Batschem3) czy Henrykiem Bałuchem4), nastała realna możliwość pozyskania patronatu nad Żurawianką ze strony PKP. Powołano zarząd klubu z prezesem Henrykiem Dzikowskim seniorem na czele, a w jego skład weszli też kolejarze Jan Ślipko, Jan i Władysław Dąbek, Jan Fedorcio oraz cywile: Franciszek Żyjewski, Józef Napora, Jan Bosak, Michał Ferc i Wojciech Malec. Przed Żurawianką otwierały się nowe możliwości.
- Alfred Chruszcz – pełnomocnik Ministra Komunikacji i w randze wiceministra Naczelnik Stacji PKP w Żurawicy w latach 1945-56; zmarły w 1990 r. - spoczywa na Starym Cmentarzu w Jarosławiu.
- Henryk Dzikowski senior – zmarły przed ponad 50-ciu laty były zastępca Naczelnika Stacji PKP w Żurawicy, który spoczywa wraz z żoną na Cmentarzu przy ul. Bankowej w Żurawicy. Wymieniam wspomnianego jako senior dla uniknięcia niedomówień, gdyż jego syn Henryk Dzikowski również był zastępcą Naczelnika Stacji PKP w Żurawicy, a obecnie jako emeryt mieszka w Przemyślu.
- inż. Mieczysław Batsch – absolwent Politechniki Lwowskiej, były piłkarz lwowskiej Pogoni i reprezentant Polski, olimpijczyk, zmarły w 1977 – spoczywa na Cmentarzu Głównym w Przemyślu; w latach 1945-56 Naczelnik Parowozowni PKP w Żurawicy.
- Prof. dr. inż. Henryk Bałuch – absolwent wielu wyższych uczelni w kraju i za granicą, Zawiadowca Odcinka Drogowego PKP w Żurawicy w latach 1945-54, obecnie ekspert Instytutu Kolejnictwa i PAN, ceniony w świecie wybitny znawca zagadnień dróg kolejowych.
Transport i finanse pod patronatem kolei.
Rozgrywki rozpoczęto według systemu przedwojennego wiosną 1946 roku, a Żurawiankę zakwalifikowano do klasy B wraz z drużynami: Budowlanych Radymno, Gwardii Przemyśl, Błyskawicy Przemyśl, Polnej Przemyśl, Orła Przeworsk, Pogoni Lubaczów, Orkanu Nisko, Orła Rudnik, Sparty Leżajsk i już w pierwszym sezonie awansowaliśmy do klasy A, w której przyszło nam grać m. in. z Polonią i Czuwajem Przemyśl, Stalą Mielec, JKS, Resovią, Stalą Dębica, Stalą Sanok, Krośnianką. Klub był pod patronatem kolei i zdecydowana większość jego zawodników była związana z koleją. Wszystkie wyjazdy odbywały się pociągami, które jednak kursowały z wielkimi ograniczeniami tak pod względem szybkości jak i częstotliwości, a także skomunikowania czy zniszczonej wojną infrastruktury. Opowiadał mi kiedyś nieżyjący dziś Władysław Stefanik jak jechali do Mielca w wagonach węglarkach pociągiem towarowym z Dębicy bo innej możliwości dotarcia do Mielca nie było. Do Sanoka i Krosna jechali pociągami z przesiadkami przez Rzeszów i Jasło kilkanaście godzin! Można sobie wyobrazić taką jazdę z przesiadkami w Rzeszowie i Jaśle, szczególnie z kiepskim skomunikowaniem. Taki wyjazd zabierał bowiem nierzadko całą dobę. Jednak chwalono, że zapewniano zawodnikom tylko tak skromne warunki, bo przecież na miejscu w Żurawicy nie było stadionu ani żadnego zaplecza, nie było nawet bieżącej wody. Były po prostu spartańskie warunki, a jednak młodzież masowo garnęła się do sportu i nie oczekiwała rychłej poprawy ze strony kolei. Sama urządzała sobie bardzo skromne warunki egzystencji w oceanie powszechnie panującej powojennej biedy. Niebawem Żurawianka została pozbawiona patronatu kolei po niefortunnej fuzji z Czuwajem wiosną 1948 roku, która niebawem zakończyła się zupełnym rozpadem klubu i zasianiem wśród działaczy wielu wzajemnych pretensji, niedomówień. Wielu zawodników i działaczy odeszło z klubu, szukając szczęścia w Opolu, Legnicy, Bolesławcu, Lubaniu, Wrocławiu, Rzeszowie czy Przemyślu. Działacze i zawodnicy związani z koleją odeszli z klubu. Nad Żurawicą po sezonie zakończonym jesienią 1948 roku zawisły czarne chmury, co wstrząsnęło miejscowym społeczeństwem.
Transport i finanse pod Zrzeszeniem LZS.
Pomimo zadanego okrutnego ciosu klubowi, zdeterminowana grupa działaczy pod przewodnictwem Franciszka Żyjewskiego nie załamała się i zgłosiła drużynę piłkarzy do rozgrywek w klasie C sezonu 1949 a klub zgłosił swój akces do nowopowstałego w Polsce Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych (LZS). Powstała w klubie zupełnie nowa sytuacja tak pod względem organizacyjnym jak i sportowym, a w szczególności społecznego i obywatelskiego zapału do pracy na rzecz wspólnego dobra. To wtedy zaszczepiła się niesamowita energia na rzecz społecznej pracy dla klubu ze strony całego społeczeństwa wsi. To wtedy powstawały w klubie sekcje, które nie posiadały żadnych warunków finansowych ani lokalowych czy funkcjonalnych do istnienia. Tak zaistniała sekcja piłkarska, siatkówki mężczyzn i kobiet, szachów, szermierki i lekkoatletyczna bez boiska i stadionu, bez hali sportowej i jakiegokolwiek zaplecza. Bez żadnych warunków sekcje głównie piłkarska i lekkoatletyczna osiągały wyniki, które zachwycały całą Polskę, rywalizując z najlepszymi ośrodkami w kraju. Jest to namacalny dowód czym jest społeczny zapał. Z miejsca podjęto decyzję i z marszu przystąpiono do budowy nowego stadionu. Gmina na ten cel przeznaczyła stosowny areał pastwiska, który niebawem ogrodzono i wyznaczono na nim boisko piłkarskie, z czego cieszyli się piłkarze, którym szatnię zorganizowano w odległej o 300 metrów części dworu księcia Andrzeja Sapiehy. Były to początki żmudnej i jakże owocnej pracy. Nie spodziewano się żadnych dotacji z gminy ale szukano wsparcia w miejscowej jednostce wojskowej, gdzie pomocną dłoń ku klubowi wyciągał często jej dowódca Stanisław Figas. Wojsko pomagało w budowie stadionu z prawdziwego zdarzenia, ale też wielokrotnie przydzielało samochód do przewiezienia piłkarzy na mecze wyjazdowe. Był to najczęściej samochód ciężarowy marki „Lublin” z plandeką, co dla klubu było znaczącą pomocą. Pamiętam dokładnie te wyjazdy ściśniętą do granic wytrzymałości rzeszą zawodników i kibiców, jadących w niebywałym kurzu po kiepskich drogach, w których jako mały chłopiec prosiłem szwagra aby mnie wziął i z jakim szczęściem wsiadałem pod plandekę aby wcisnąć się gdziekolwiek i jechać z ukochaną drużyną. Takich długich wyjazdów nie zapomina się nigdy. Dla przykładu: do Rakszawy, Lubaczowa, Pustkowa czy później do Gorzyc, Tarnobrzega, Niska, Rozwadowa lub Stalowej Woli. Na mecz o godz. 16:00 należało wyjechać niejednokrotnie o 7:00 w godzinach rannych. Pewnej niedzieli podczas mszy świętej o godz. 9:00 na kazaniu ksiądz Jan Obara napominał zawodników słowami: ”chłopcy Żurawianki wy już jedźcie na mecz do Sarzyny bo się spóźnicie.”. Jest to dowód, że klubem żyło całe społeczeństwo wsi, nie wyłączając miejscowego duchowieństwa, a przecież tenże ksiądz był częstym widzem na meczu w Żurawicy. Nie zapomnę wyjazdu na mecz pucharowy do Bobrówki jesienią 1959 lub 1960 roku, gdy na drodze między Laszkami a Bobrówką nasz „Lublin” wpadł w głęboki dół i zawiesił się. Ile zabiegów kosztowało pasażerów i zawodników aby samochód wydobyć z owego dołu. Piszę to aby młodzi uświadomili sobie w jakich warunkach, po jakich drogach ale z jaką ochotą, zaangażowaniem i zupełnie bezinteresownie jeździli wówczas zawodnicy Żurawianki. Z kolei lekkoatleci jeździli po całej Polsce wyłącznie na własny koszt, czyniąc sobie zadowolenie z osiąganych wyników, a klubowi chwałę.
Era starzejącego się Franciszka Żyjewskiego dobiegła końca w Żurawiance w roku 1961, kiedy w klubie nastąpiła zupełna zmiana warty i zarząd został znacznie odmłodzony. Prezesem został Roman Muszyński a do zarządu weszli jeszcze m. in. Władysław Stefanik, Wiesław Ozimczuk, Franciszek Wardęga, Józef Biały, Stanisław Żygała, Zygmunt Żyjewski, Eugeniusz Opacki i inni. Nadal klub podlegał pod Zrzeszenie LZS aż do końca funkcjonowania tego zrzeszenia. Wtedy wznowiono ponownie sekcję lekkiej atletyki, a także sekcję motorową i siatkówki męskiej, a następnie zapasów i tenisa stołowego. Niestety, z braku finansów niebawem zrezygnowano z sekcji lekkoatletycznej i siatkówki.