Pierwszy rok reform społeczno-gospodarczych w Polsce, rok oczekiwanej normalizacji stosunków państwa z kościołem i uwolnienie z aresztu domowego prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego, rok powrotów repatriantów polskich z nieludzkiej ziemi, rok religii w szkołach, rok opróżnień więzień przez stalinowskich więźniów politycznych. Był to krok na tyle odważny, co nie pojęty jeszcze rok wcześniej, jednak do pełnej normalizacji było jeszcze daleko. Społeczeństwo początkowo z wielkim zadowoleniem przyjmowało zachodzące zmiany, a Gomułkę uważano za bohatera narodowego. Z miejsca pojawiły się na jego temat dowcipy, jak między innymi: „Rokossowski pobił rekord świata w skoku w dal, bo z Warszawy skoczył do Moskwy. Gomułka natomiast pobił rekord świata w skoku wzwyż, bo z więzienia wskoczył na I Sekretarza KC PZPR.”! Tu muszę posłużyć się przykładem sportowym. W październiku 1957 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie piłkarze zrobili Polakom prezent, nieporównywalny do tej pory z żadnym innym. Pokonali Związek Radziecki! Był to historyczny mecz pod każdym względem, o czym szeroko przekażę w rozwinięciu!
Polska – ZSRR 2 : 1 (1 : 0) z dnia 20.10.1957 r.
Mecz w Chorzowie był wyjątkowy. Rok po „polskim październiku” ludzie poczuli się wreszcie u siebie, a sport był jedyną okazją do pokazania Związkowi Radzieckiemu, co się naprawdę o nim myśli. Na Stadion Śląski przyszło 110 tysięcy ludzi. Zamówienia na bilety złożyło blisko 320 tysięcy! To był pierwszy z meczów, które tworzyły historię tego miejsca. Mgły pomieszane z dymami, gazety palone przez kibiców jak pochodnie i nastrój jedności i wolności, jakich dawały w tamtych czasach tylko kościoły i stadiony. Być może po raz pierwszy w ogóle, a na tym stadionie na pewno, kibice odśpiewali hymn narodowy. Każdy miał swoje prywatne powody do odegrania się na Bogu ducha winnych radzieckich piłkarzach. Od kapitana związkowego, przedwojennego pułkownika Henryka Reymana, czy trenera kadry Feliksa Dyrdy – powstańca z trzech Powstań Śląskich o polskość Śląska 1919-21, na zawodnikach skończywszy. Rosjanie tworzyli bardzo mocną drużynę. Rok wcześniej zdobyli w Melbourne mistrzostwo olimpijskie, w czerwcu pokonali nas w Moskwie 3 : 0. Lew Jaszyn już wtedy był jednym z najlepszych bramkarzy świata. Gdyby radzieccy piłkarze mogli grać na Zachodzie, na pewno większość z nich by tam trafiła. Na każdej pozycji mieli prawdziwe gwiazdy – Borysa Kuźniecowa w obronie, Igora Netto i Alieksieja Paragonowa w pomocy i napastników, od Walentyna Iwanowa przez Nikitę Simoniana, Eduarda Strelcowa po Anatolia Iljina. Polacy stali teoretycznie na straconej pozycji. A jednak stało się coś, co budowało wiarę. Tą wiarą i samym meczem żyła cała Polska. Nie zapomnę jak chłopcy w klasie umawiali się aby słuchać radiowej transmisji, bo przecież nie w każdym domu było radio, a w głośnikach (tzw. popularnych kołchoźnikach) nie transmitowano tego meczu. Załatwiano sobie możliwość słuchania transmisji w niektórych domach, a głównie koło miejscowego kina „Świteź”, gdzie operator kina przez zewnętrzny głośnik transmitował dla licznie zgromadzonych kibiców. W moim domu i pod domem zebrało się mężczyzn i chłopców, tworząc niebywały ścisk, a w trakcie meczu i po nim radość i dyskusja trwała do późnej nocy! Proszę sobie wyobrazić na stadionie entuzjazm po strzale Gerarda Cieślika na 2 : 0! Po wygranym meczu 2 : 1 entuzjazm sięgał zenitu. Tysiące nie szczędziło łez ze szczęścia, a owacji nie było końca. Strzelca dwóch bramek owacyjnie z boiska do szatni zniesiono na rękach. Atmosfera świąteczna niesamowita, opowiadał mi o niej pewien Ślązak w 1961 roku, który nie potrafił parę lat po meczu powstrzymać łez! Wymownym jest, co pisała polska prasa o tym meczu, wystarczy poczytać relację zamieszczoną w klubowej stronie (Galeria).
A co z Żurawianką?
Dzisiaj po latach jestem pełen podziwu dla wielu nieżyjących obecnie ludzi za ich wiarę, samozaparcie w codziennej bezinteresownej działalności dla klubu. Dotyczy to zarówno działaczy, jak w szczególności zawodników, którzy nie mając dosłownie nic, z własnej inicjatywy i z niebywałą chęcią przychodzili na stadion trenować, grać i pracować dla wspólnego dobra. Tak powstawała i tak trwała społeczna siła Żurawianki. Za to podziwiano nas w województwie i kraju. Piłkarze po awansie ponownie grali w A Klasie, a ich przeciwnikami były drużyny: Czarnych Rzeszów, Pogoni Lubaczów, Kolejarza Rozwadów, Polnej Przemyśl, Sparty Nisko, Unii Sarzyna, Stali Gorzyce, Stali Ib Mielec, Sparty Przeworsk i Unii Pustków. Jesienią awans do ligi okręgowej wywalczyły Polna Przemyśl i Unia Sarzyna, a Żurawianka spadła ponownie do B Klasy i ponownie drużyna się rozsypała.