CZARNI BOLESTR-CE - ŻURAWIANKA
2 : 2 (0 : 2)
Bramki:
0 : 1 – A. Bajwoluk 4’,
0 : 2 – Kozak – 40’,
1 : 2 – K. Szczęsny (g) 68’,
2 : 2 – Daczkowski 70’.
Czarni: K. Partyka – K. Szczęsny (70' Kaszycki), G. Partyka, Mazurek, Wytrykusz – Daczkowski, Wołoszyn, Radochoński, Hoitsak (80' Jaroch), J. Żywczak (30' Bielech)(ż), Gierula.
Żurawianka: M. Pstrąg – Stelmach (45' Górniak), Banaś, Gawłowski, A. Bajwoluk (70' Tomaszewski) – Biały (65' D. Kucharski), Kohut (ż), K. Kucharski, Majcher – Kozak (60' K. Bajwoluk), Rozpędkowski.
Sędziował: Paweł Rabka (Przemyśl).
Wyniki pozostałych meczy: Cresovia Kalników - Korona Olszany 0 : 5, Korona Trójczyce - Artmax Pikulice 2 : 0, Leśnik Bircza - Błyskawica Łuczyce 2 : 3, Gwiazda Maćkowice – LKS Niziny 7 : 3, Fort Jaksmanice - Rada Orzechowce 1 : 1.
Niestety, w poprzednim meczu mieliśmy remis w ręce, a przegraliśmy. W Bolestraszycach było podobnie, mieliśmy wygraną w ręce, a o mały włos byśmy przegrali! Jesienią na własnym boisku prowadziliśmy 3 : 0, a cudem wygraliśmy tylko dzięki obronie karnego przez Pstrąga w ostatniej minucie gry. Za wcześnie uwierzyliśmy w wygraną. W pierwszej części gry byliśmy zespołem wyraźnie lepszym, grając kombinacyjnie i ładnie dla oka, ale też skutecznie i zasłużenie prowadziliśmy 2 : 0. Najpierw po pięknym strzale A. Bajwoluka w 4’ minucie gry z około 20 metrów, a pod koniec pierwszej połowy po strzale Kozaka. Na drugą połowę wyszliśmy zapewne w przekonaniu, że już mamy pewne trzy punkty. Niestety, ta część gry z naszej strony była taktycznie i piłkarsko mizerna. Często wdawaliśmy się zupełnie niepotrzebnie w pojedynki sam na sam, w czym gustowali Kohut, Kucharski, czy Majcher, a nawet Biały, co było wodą na młyn dla roślejszych i lepiej zbudowanych oraz twardziej grających gospodarzy. Po 15 minutach takiej gry, pomyślałem, że jak będziemy tak grać, to tego meczu nie wygramy. Tak też się stało, jak wróżka czy Kasandra, przy kolejnym rogu gospodarzy, widząc podejście na naszą szesnastkę wysokiego Szczęsnego w 68’ minucie wypowiedziałem, że on strzeli bramkę, a następnie będzie nerwówka. Tak też się stało. Po dwóch minutach, w zamieszaniu pod naszą bramką i niefortunnych wybiciach obrony, Radochoński wepchnął piłkę do naszej siatki. Od tego czasu mieliśmy prawdziwy festiwal indywidualnych, chaotycznych, nieskutecznych i nerwowych zagrań z naszej strony oraz groźnych ataków gospodarzy. Zasadą w piłce jest, że wygrywającej drużyny się nie zmienia, tym bardziej, że w pierwszej części grała dobrze. Niestety, zmieniono i gra się znacznie pogorszyła, pomimo dużej waleczności całego zespołu. W dwóch ostatnich meczach potwierdziła się stara piłkarska prawda, że mając w garści kanarka, możemy w niej nie mieć nawet wróbla!